Profil użytkownika bolo
Dość wierna adaptacja doskonałej książki, choć "za dobre" zdjęcia i efekty specjalne odwracały nieco uwagę od fantastycznego scenariusza. Mimo wszystko: brawa dla Richarda Parkera.
Mimo, że lubię historię Stanów Zjednoczonych, film nieco mnie znużył. Przede wszystkim za długi, w jednym filmie eksploatowany jest materiał na dwa: o życiu rodzinnym prezydenta, i o kuchni politycznej w końcówce wojny secesyjnej. Skupienie się wyłącznie na drugim temacie skróciłoby i ożywiło film. Plus to *doskonały* Daniel Day-Lewis w roli Lincolna.
Urzekło mnie przekomarzanie się z widzem, dialogi na granicy burzenia czwartej ściany, doskonali aktorzy, zwariowane zwroty akcji. Gratka! Dobrze, że nie wiedziałem, że to film reżysera In Bruges, bo pewnie bym sobie odpuścił.
So bad it's good.
O kurczę! Nie spodziewałem się tak dobrego kina… Szyc i Dziędziel mistrzowsko zagrali bardzo wymagające role, chapeau bas! Świetne zdjęcia. Niebanalny scenariusz oddaje złożoność sytuacji, trudne wybory, niejednoznaczne zachowania.
Drobny plus: bohaterowie jeżdżący z tablicami rejestracyjnymi zaczynającymi się od SB (Bielsko-Biała). Drobny minus: product placement miejscami nachalny (furgonetka Leroy Merlin).
Najmocniejszym punktem filmu jest scenariusz — napisany przez życie, a dokładniej przez agenta CIA. Niesamowita historia! No i ta moda przełomu lat 70-tych i 80-tych: długie włosy, wąsy, brody, ogromniaste okulary… Wystarczy, że filmowcy niczego nie zepsują i dostajemy film, który ogląda się z dużą przyjemnością. No i udało się!
Z rzeczy, na które twórcy mieli większy wpływ: podobało mi się umiejętne dozowanie humoru. Z jednej strony film opowiada z powagą o dramatycznych, tragicznych wydarzeniach, a z drugiej strony ma miejscami bardzo zabawne dialogi (nawet jeśli miejscami żarty były dość przewidywalne).
Świetny scenariusz. Po pierwsze, w Skyfall mamy najciekawszego i najbardziej przekonującego villaina w całej serii, z bardzo intrygującą relacją M — Silva — Bond. Po drugie, 23. film o przygodach Bonda jest jak trzeci epizod Gwiezdnych Wojen, czy brakujący element układanki: spina "prequelowe" Bondy z resztą serii, po zakończeniu Skyfall wszystko jest już na swoim miejscu (Q, Moneypenny, dojrzały agend Bond doceniający dobre Martini). Poza tym, olśniewające zdjęcia!
Cóż za jednowymiarowi, stereotypowi bohaterowie! Dżizas!
Lubię ten gatunek (za to plus jedna gwiazdka): jedność czasu i miejsca akcji, zamknięta grupa bardzo różniących się od siebie, przypadkowo spotykających się osób, skąpe dialogi, z których próbujemy odtworzyć portrety psychologiczne postaci. Potencjał raczej niewykorzystany, stąd niezbyt wysoka ocena.
Wspaniała muzyka od pierwszych minut do finałowego "La Mer".
Bardzo lubię sztukę, na podstawie której powstał ten film. Na szczęście dialogi pozostały praktycznie nietknięte, lubiani aktorzy zagrali znośnie, natomiast cała reszta (scenografia, zdjęcia, muzyka, montaż) tylko zakłócały odbiór.
Tarantino krótkiego metrażu! No i Oscar.
Obiektywnie to może nie jest zły film, ale mnie doprowadził niemal do wymiotów. Dosłownie, bo kamera przez cały film albo wirowała wolno wokół własnej osi lub zataczała wolno kręgi wokół bohaterów.
Spokojny, niespieszny film, w tempie niewidomego poruszającego się o lasce. Na szczęście byłem akurat "w klimacie". Trudno przyporządkować jednoznacznie gatunek (to plus).
"Ten film to list miłosny do Islamu napisany koślawym pismem odręcznym" – powiedział reżyser po projekcji na WFF. Karkołomna próba połączenia punkrockowej estetyki i stylu życia z tradycyjnym Islamem. Poszerza horyzonty!
Ciekawy, wciągający wątek kryminalny, zabawne one-linery, dobra muzyka.
Co za napięcie! Wchodzimy w skórę bohaterów i czujemy, że w Bagdadzie są tylko "gośćmi", a każdy napotkany człowiek, nawet każdy kamień może być śmiertelnym zagrożeniem. Wyobcowanie rodem z "Lost in Translation" przeniesione w realia wojny w Iraku.
Doskonały klimat: fantastyczne surowe wnętrza, zmysłowe, ciekawie kadrowane zdjęcia i budująca nastrój muzyka. Świetny Ewan McGregor i trzymający w napięciu scenariusz. Minus za nachalny product placement BMW i nieświeżą mantrę "Blair, Bush, CIA i Blackwater są be" (może i są be, ale ile można).
Z dzisiejszej perspektywy: wjechał i właściwie tyle. Mimo wszystko kamień milowy w historii kina. Znany przede wszystkim ze względu na panikę, jaką wywołał wśród publiczności. Odbiór filmu przez innych nie powinien być częścią składową mojej oceny, ale z drugiej strony trudno mi wejść w skórę widza z końcówki XIX wieku, więc zdaję się na opinię innych. Gdyby Gutek żył sto lat wcześniej i organizował Bell Telephone Nowe Horyzonty, to pewnie "Przyjazd pociągu" załapałby się na festiwal ;)
Mistrz jest w formie!